01 stycznia 2015
XX. I wtedy do akcji wchodzisz Ty…
Okej, jeszcze tylko trzy strony i jestem wolna, myślę odkładając kartkę na równą kupkę po swojej lewej stronie. Jest około północy, a ja dalej siedzę na sali treningowej i wypełniam jakieś papiery związane ze zgrupowaniem w Spale. Tak naprawdę to robota Bieleckiego, ale dziś to mi przypadł ten zaszczyt z jednego prostego prozaicznego powodu, a mianowicie z takiego, że jestem najmłodsza. Cudnie.
Oczy dosłownie kleją się ze zmęczenia, a okulary osadzone na nosie powoli zjeżdżają mi na kolana. Chłopaki skończyli trening jakieś cztery godziny temu, ale nie ja. Czuję się jakbym przerzuciła z dwie tony węgla, tuż przed tym jak przejechał po mnie walec drogowy. Ten dzień był naprawdę bardzo ciężki.
Ach, zapomniałam. Nie „był” lecz dalej ciągle „jest”, przynajmniej dla mnie.
Prostuje się na krzesełku by choć trochę ulżyć swojemu kręgosłupowi. Wyrzucam ręce do góry i wyciągam się jak struna chcąc rozciągnąć zesztywniałe mięśnie. Kark również jest w słabej formie, więc robię głową kilka kółek, co odrobinę mnie otrzeźwia. Łapię za jednorazowy kubek kawy z automatu lecz przechylając go do ust z ubolewaniem stwierdzam, iż jest pusty jak głowa blondynki z tak wielu kawałów. Gniotę go w rękach i wyrzucam na sporą górkę jego kolegów po fachu. Dlaczego na mnie kawa nie działa tak jak na innych ludzi?
Zdejmuję okulary z nosa i naciskam dwoma palcami na skronie. Mam dość, to ponad moje siły.
- Ej, Michałowska, nie mędrkuj tylko do roboty. – mówię do siebie pod nosem co za chwilę strasznie mnie martwi. W końcu normalny człowiek raczej nie rozmawia sam ze sobą. Z drugiej jednak strony dobrze jest czasem pogadać z kimś inteligentnym. Uśmiecham się i wzdycham na swoje myśli.
Ponownie zakładam okulary i łapię za długopis, mając już w głowie wizję wyjścia stąd i skierowania kroków prosto do swojego wygodnego i ciepłego łóżka.
Mój ponowny moment skupienia się na papierkach dla Bieleckiego nie trwa jednak długo. Po chwili słyszę ogromny huk zamykających się z dużą siłą drzwi wejściowych do hali. Wszystko w rzeczywistości trwa zaledwie kilka sekund, lecz dla mnie to czas walki o swoje życie. Trzymany w dłoni długopis w skutek podskoczenia z przerażenia na krześle wylatuje mi z ręki i szybuje wzdłuż hali dobrych kilka metrów. Mój przeraźliwy wrzask odbija się niczym górskie echo od ścian leciwej sali. W chwili, gdy godzę się już z rolą bezbronnej ofiary, która za moment prawdopodobnie zginie z rąk zimnego i psychopatycznego mordercy, słyszę w oddali stukot butów o parkiet oraz wibracje spowodowane tym, iż napastnik, którego mam za plecami zbliża w moim kierunku z zawrotną prędkością. Mając wrażenie, że moje struny głosowe nie wytrzymają kolejnych wrzasków, czuje na swoich ramionach zaciskające się wilgotne i lodowato zimne dłonie oprawcy, który z impetem odwraca mnie w swoim kierunku. Nie ma już dla mnie ratunku, żegnaj okrutny świecie!
- Cii, Daga już dobrze, spokojnie, to ja. – próbuje przedrzeć się przez decybele wydobywające się z mojego gardła. Nie mam odwagi uchylić oczu lecz głos wydaje mi się dziwnie znajomy. Czy to…
- Bartek? – mrugam i wpatruję się w niego oczami wielkości mandarynek.
- Tak to ja, ale błagam Cię, nie krzycz już. – uśmiecha się lekko i odrywa moje trzęsące się dłonie od uszu. – Powinnaś grać w horrorach, wiesz? – siada obok mnie w ostatnim rzędzie trybun. – Albo lepiej! Podkładać do nich dźwięk.
- Ha ha ha. – ironizuję – Bardzo zabawne.
- Taka prawda. – wzrusza ramionami.
Nabieram do płuc powietrza i kręcę głową z miną mówiącą „czy jestem jedyną normalną osobą w promieniu 100 kilometrów?”.
- Jaki masz powód przeszkadzania mi w pracy i mało nie przyprawienia mnie o zawał serca? – rozglądam się za wyrzuconym długopisem, który ku mojemu zdziwieniu leży aż pod wielkim oknem sali. Nie ma co, dobry rzut. Zamiast siatkówki powinnam trenować rzut oszczepem albo rugby.
Wracam na miejsce i spoglądam na przyjmującego, który o dziwo nic nie mówi.
- Halo, Ziemia do Kurka! – macham mu przed oczami dłonią. Na ten gest chłopak wybudza się z transu i zaszczyca mnie swoim spojrzeniem zbitego psa.
- Mam problem. – wydusza z siebie, a mówi to takim tonem, że czuję jak ciarki przebiegają mi po plecach niczym stado owłosionych pająków. Przez tę myśl robi mi się niedobrze i wzdrygam się z obrzydzeniem, co nie uchodzi uwadze Bartka.
- Co jest, zimno Ci?
- Nie nie, po prostu pająki to straszne paskudztwo, bleh. – mówię i zaraz śmieję się w głos widząc minę zdezorientowanego Kurka, który po kilku sekundach dołącza do mnie i razem śmiejemy się tak naprawdę z niczego. Jednak już po chwili na młodej kurkowej twarzy ponownie można dostrzec coś czego nie powinno na niej być.
- Dobra, zamieniam się w słuch. – zwracam się przodem do niego co i on czyni względem mnie.
- Miałem telefon od mojej dziewczyny. – robi dramatyczną pauzę – To znaczy byłej dziewczyny. – poprawia się szybko i kontynuuje – Poinformowała mnie, że przyjeżdża na dwa tygodnie do Spały ze swoją drużyną.
- Zgrupowanie? – pytam by mieć jasność.
- Tak. – kiwa głową i przełyka ślinę.
Chwile milczy wpatrzony nieobecnym wzrokiem w dal. Ja nie chcąc być niegrzeczna cierpliwie czekam aż Bartek zbierze myśli.
- Byłem z nią dwa lata, lecz jakieś trzy miesiące temu stwierdziłem, iż to nie jest to, że miłość się wypaliła, a ona jest dla mnie tylko dobrą kumpelą, nikim więcej. – ponownie spogląda na mnie szukając w moich oczach zrozumienia.
- To normalne. – odzywam się – Wielka miłość, jak nam się wydawało, była jedynie zauroczeniem, które szybko przemija.
- Właśnie. – zwiesza głowę i wpatruje się teraz z nie małym zainteresowaniem w swoje buty. – Poza tym, jest jeszcze coś. – wzdycha – Kiedy powiedziałem jej co czuję ona w przypływie szczerości wyznała, że podczas ostatnich wakacji na których była u ojca w Gdańsku zdradziła mnie z chłopakiem poznanym na plaży.
Od razu pomyślałam o Kacprze. Lecz nie ze złością co mnie szczerze zaskoczyło. Wszedł mi na myśl z oczywistego powodu, ale nie żywiłam już do niego nienawiści. Ucieszyłam się, bo to oznaczało iż całkowicie wyleczyłam się z choroby zwanej Kacper Wagner.
- Pamiętam jak dziś, że w jednej chwili z ważnej dla mnie osoby stała się nic nie znaczącą dziewczyną. Wtedy przejrzałem na oczy. Przekonywała, błagała, ale ja nie mógłbym być z osobą do której straciłem całe zaufanie. A ona teraz dzwoni i oznajmia mi jak gdyby nigdy nic, że przyjeżdża i chce do mnie wrócić, wyobrażasz sobie? – pyta retorycznie i śmieje się gorzko.
- Kawał suki. – myślę i kręcę głową z niedowierzaniem. Zaraz jednak uświadamiam sobie, iż moje myśli zostały wypowiedziane przez usta. – Przepraszam, nie powinnam.
- Przestań, masz całkowitą rację. To i tak delikatne określenie. – puszcza mi oczko na co ja posyłam u lekki uśmiech. – Najgorsze, że ona nie daje mi żyć. Chyba nie rozumie, że dla mnie jest skończona.
- Naprzykrza Ci się?
- „Naprzykrza”? – śmieje się i powtarza za mną – Wydzwania, wypisuje i bóg wie jeszcze co robi. Brakuje tylko żeby wygrywała serenady pod moim oknem. Nie wiem jak dam sobie radę kiedy tu przyjedzie…
Chwila ciszy po tych słowach zostaje brutalnie przerwana przez nasz potężny wybuch szczerego śmiechu.
- Oj biednyś, Kurasiu, biednyś. – ponownie łapię za okulary i nakładam je na nos wcześniej wycierając łzy, będące wynikiem rozbawienia słowami siatkarza.
- I wtedy do akcji wchodzisz Ty… - mówi i nieśmiało wpatruje się w moją twarz badając reakcję na jego słowa.
- Ja? – parskam śmiechem – Niby w roli kogo? – patrzę na niego spod szkieł okularów.
- Jako moja nowa dziewczyna.
__________
niesprawdzane, w przypływie świątecznej weny.
"Przed użyciem skonsultuj się z..." i tak dalej.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to opowiadanie <3 Dziewczyno, nie wiem skąd bierzesz pomysły (i nie jestem pewna, czy chcę wiedzieć :p ), ale są świetne i oryginalne :)
UsuńDo następnego TL :*
P.s. ,,"Przed użyciem skonsultuj się z..." i tak dalej.''? - a to nie powinno się znajdować na początku opowiadania?? :D
ciii, to chwyt marketingowy.
UsuńP.S. a w reklamach leków jest zazwyczaj na początku czy na końcu? xD
Oj tam, oj tam ;D to się nie liczy :3
UsuńZ tego teatrzyku nie może wyniknąć nic dobrego... Cieszę się, że przynajmniej Ciebie nie opuściła wena w ten świąteczny czas. Świetnie jak zwykle. Szczęśliwego Nowego Roku! :)
OdpowiedzUsuńWciąż żyję nadzieją, że może jeszcze coś dodasz xd
OdpowiedzUsuń