21 sierpnia 2013

III. Teraz mamy dwa świeże mięska.


Siedzę na jednej z trybun w obłędnie dużej hali Torwar w Warszawie. Oprócz pełnowymiarowego boiska w tym wielkim molochu znajduje się 30 sektorów, które łącznie mogą pomieścić około 5 tysięcy kibiców. Obiekt powala swoją wielkością, choć mam świadomość, iż w Polsce znajdują się większe tego typu hale. Zajmując miejsce w sektorze F i będąc jak na razie jedyną osobą na sali czuję się bardzo malutka, szczególnie jak na swoje marne 166 centymetrów wzrostu. Jestem dosłownie pośrodku sektora i mam idealny widok z góry na całe boisko. Mieszkam w Warszawie już ponad 2 lata, lecz nie miałam jeszcze okazji odwiedzić tego pięknego obiektu, czego teraz szczerze żałuję.
Olek, jeszcze zanim weszłam na halę poinstruował mnie bym się nie wygłupiała, ani nie krzyczała niczego do chłopaków, ponieważ Anastasi nie toleruje takich wybryków na swoich treningach, szczególnie w wykonaniu obcych osób z zewnątrz. Cudem jest to, że w ogóle zgodził się bym obserwowała dzisiejszy wieczorny trening.
Słyszę jakieś poruszenie na korytarzu; znak, że zaraz rozpocznie się trening i siatkarze jak również sztab trenerski i medyczny wejdzie na halę. Nie mogę wysiedzieć w miejscu i dosłownie podskakuję na swoim krzesełku. Jestem bardzo podekscytowana, a zmęczenie po całym dniu ciężkich zajęć ulotniło się w mgnieniu oka.
Pierwszy na halę wchodzi Aleksander z wielką, białą i poobklejaną różnorakimi naklejkami walizką, w której ma wszystkie przybory potrzebne do masażu. Zerka w moją stronę i dyskretnie puszcza mi oczko, na co ja odpowiadam uśmiechem. Za nim, również z dużych rozmiarów torbą na ramieniu wchodzi lekarz reprezentacyjny - doktor Sowa, a ja słyszę głośne rozmowy i do wnętrza hali zaczynają wsypywać się zawodnicy.
Widzę Michała Winiarskiego, który zapina suwak swojej granatowej bluzy i pogrążony jest w ożywionej rozmowie z Piotrkiem Nowakowskim oraz Marcinem Możdżonkiem. Za nimi wchodzą kolejno Kuba Jarosz tłumaczący coś Grzesiowi Kosokowi, jak zawsze zamyślony i w swoim świecie Paweł Zagumny, Zibi Bartman dokańczający układanie misternej fryzury, Michał Ruciak wkładający rozsławione już rękawki na ramiona, Dawid Konarski przeżuwający ostatni gryz banana, którego skórka wylądowała przed chwilą w koszu na śmieci, Paweł Zatorski z niebiesko-żółtą piłką w ręku, Michał Kubiak kończący rozmawiać przez telefon oraz jak zawsze spokojny i opanowany Bartek Kurek. Do kompletu, brakuje mi jeszcze Ignaczaka oraz Żygadły, ale również nie widzę nigdzie trenera Anastasi’ego.
Zaczynam się martwić, ponieważ nie chce by przeze mnie dostali od niego burę za to, że mało co a spóźniliby się na trening. Jednak już za chwilę widzę jak obaj niemalże wbiegają na halę. Krzysiu w biegu zakłada prawego buta i próbuje zawiązać go skacząc na jednej nodze, a Ziomek szybko narzuca na siebie bluzę z wiadomym logiem sponsora i niestety zaplątuje się w nią. Zauważa to Pit i pomaga koledze uwolnić się z objęć złośliwego ubrania. Całą wchodzącą na halę zgraję kończy niski jegomość z czupryną przyprószonych siwizną włosów - trener Andrea Anastasi - oraz dużo od niego wyższy, drugi trener reprezentacyjny Andrea Gardini, który zamyka za sobą drzwi hali Torwar. Czas zacząć trening.
 

***

 
Po wejściu siatkarzy na salę panuje całkowity chaos i rozgardiasz. Każdy z chłopaków robi co innego, jedni gadają, drudzy powoli zaczynają rozgrzewkę, a inni po prostu stoją i patrzą w ścianę nieobecnym i całkowicie tępym wzrokiem, jak na przykład czyni to w tym momencie Zbyszek Bartman, nazywany żartobliwie przez kolegów z drużyny ZB9. Trener chcąc zwrócić na siebie uwagę klaszcze raz po raz w dłonie, a kiedy to nie skutkuje wyjmuje z kieszeni czerwonych dresowych spodni metalowy mały przedmiot i przykłada go sobie do ust. Po chwili z gwizdka wydobywa się tak niesamowicie wysoki dźwięk wzmocniony jeszcze przez echo, że na dłuższą metę byłby nie do wytrzymania. Mimo drastycznej metody trener osiąga zamierzony cel i uwaga siatkarzy skupiona jest teraz tylko i wyłącznie na nim. W hali zapada absolutna cisza.
   Chichoczę pod nosem, ponieważ wygląda to tak jakby nauczyciel WF-u nie mogący poradzić sobie z niesforną klasą podczas lekcji, gwiżdże na nich gwizdkiem by się uspokoili i zaczęli go słuchać. Swoją drogą nie jest to zwyczajna „klasa”, ponieważ najniższy z „uczniów” ma niecałe 2 metrów wzrostu.
Rozgrzewka jest krótka, acz treściwa i trwa około 30 minut. Potem następuje standardowy trening siatkarski, w którego skład wchodzą ćwiczenia z piłką, atakowanie, przyjmowanie, wystawianie, serwowanie. Jestem zachwycona tym co widzę i siedzę dosłownie z otwartymi ustami. Nie jest to pierwszy trening na jakim byłam, lecz nie pamiętam już kiedy ostatni raz miał on miejsce.
Każdy kto choć raz miał okazję być na meczu siatkówki i patrzeć na niego z bliska wie, dlaczego jest to tak niesamowite przeżycie. Wysokości jakie osiągają zawodnicy podczas zagrywek lub ataków czy bloków są wprost niewyobrażalne dla zwykłego śmiertelnika.
Po około półtorej godzinie trening zmierza ku końcowi. Olek zwija właśnie swoją magiczną skrzyneczkę, która przeżyła nie jedno, a doktor Sowa pakuje wszystkie rzeczy do ogromnej torby.
Ja obserwuję trenera Anastasi’ego, który parę razy podczas całego 2-godzinnego treningu spoglądał na mnie zaciekawionym wzrokiem. Raz nawet po takim zachowaniu podszedł do Olka i szepnął mu coś do ucha. Ten uśmiechnął się na to co usłyszał i pokiwał lekko głową na znak zgody. Czyżbym była obgadywana?
Kiedy Andrea wraz ze swoim imiennikiem zniknęli za drzwiami pogrążeni w rozmowie z doktorem Sową, na hali pozostali jedynie siatkarze wraz z częścią sztabu medycznego, którą stanowił jedynie Aleksander Bielecki kończący porządkować halę po treningu.
Zerkam na zegarek, a kiedy ponownie podnoszę wzrok na grupę siatkarzy, stoją oni tuż obok band reklamowych i niebieskich barierek w równiutkim szeregu, czyli jakieś 6 metrów ode mnie. Ze wszystkich, których teraz mam okazję obserwować nie znam osobiście tylko Bartka Kurka oraz Kuby Jarosza, ponieważ dołączyli oni do kardy jako jedni z ostatnich.
Teraz mam pewność, że wszyscy zauważyli moją obecność, bo patrzą prosto na mnie, każdy z uśmiechem błąkającym się na ustach i wyczekiwaniem na moją reakcję w oczach. Serce uderza kilka razy mocniej, ponieważ nie wiem co ma oznaczać to niecodzienne zachowanie, spowodowane niewątpliwie moją skromną osobą. Widzę jak Igła bierze swoją kamerę uruchamiając ją i już wiem, że za chwile zdarzy się coś czego w ogóle się nie spodziewam.
   - Na cześć Dagi… - krzyczy Igła, na co chłopaki stają tak jakby mieli śpiewać hymn narodowy – Hip hip?
   - HURA! – odpowiadają donośnym okrzykiem odbijającym się echem od ścian, a mnie serce staje w piersi.
   - Hip hip?
   - HURA! – w moich oczach zbierają się przezroczyste kropelki.
   - Hip hip?
   - HURA! HURA! HURA! – zakrywam usta dłonią i czuję na policzkach mokre ślady pozostawione przez łzy, a na plecach całe mnóstwo dreszczy przebiegających wzdłuż kręgosłupa.
Rozlegają się gromkie brawa, okrzyki i gwizdy na moją cześć. Nie mogę usiedzieć w miejscu, zrywam się z krzesełka i biegnę w ich stronę by każdego wyściskać. Mało co, a prawie przewracam się mknąc po schodach, ponieważ obraz nie jest dość wyraźny przez łzy. Mimo to nie zatrzymuję się i nie zwalniam. Pierwszemu rzucam się na szyję Krzysiowi, ponieważ to on pewnie był pomysłodawcą tej małej, ale jakże miłej dla mnie uroczystości.
   - Wariaci, po prostu wariaci! – krzyczę mu do ucha uwieszona na jego szyi, a on podnosi mnie z ziemi i razem kręcimy się wokół własnej osi.
   - Dobra Igła, puść ją. My też chcemy wyściskać naszą Miśkę. – mówi ze śmiechem Bartman i rozkłada ręce tak jak matka, by złapać biegnące w swoją stronę dziecko.
Podbiegam do każdego i każdy z chłopaków unosi mnie i tuli najmocniej jak potrafi. Nawet przeważnie milczący Cichy Pit, teraz śmieje się ze mnie i moich irracjonalnym łez.
   - Dziewczyno, jak ja Cię dawno nie widziałem. – wzdycha Winiar i ściska mój policzek.
   - Ej, nigdy nie lubiłam jak mi to robiłeś. – śmieję się, rozcieram zaróżowiony policzek i lekko uderzam go w dłoń dając sójkę w bok.
Co chwila słyszę masę pytań, które rozentuzjazmowani siatkarze zadają mi przekrzykując się jeden przez drugiego. Co teraz robię, czym się zajmuję, gdzie mieszkam, co się u mnie dzieje, itp.
Rozmawiając z tym sporym wianuszkiem niewyobrażalnie wysokich osobników płci męskiej, w którym po środku stoję ja, malutka i drobniutka dziewczyneczka, widzę jak do Igły podchodzi Bartosz Kurek oraz Kuba Jarosz. Fakt, nie znam ich i grzecznie by było się przedstawić.
   - Okej chłopaki, wszystko fajnie, ale widzę, że rodzina siatkarska nieco się powiększyła i teraz ma nowe dzieci.
   - Owszem. – potwierdza Ziomek kiwając głową.
   - Teraz mamy dwa świeże mięska. – Michał Kubiak zabawnie porusza brwiami w górę i w dół oraz zaciera ręce, na co wybucham niekontrolowanym śmiechem, do którego on od razu dołącza. Z resztą, teraz uśmiech wcale nie schodzi mi z twarzy. Szczerzę się jak osoba chora umysłowo i niedorozwinięta emocjonalnie.
   - Spadaj Misiek, sam wyglądasz jak świeże mięsko. – mówi rudy chłopak i swój wzrok kieruje na mnie. – Cześć. Kuba Jarosz, siatkarz. – wyciąga do mnie rękę, którą z przyjemnością ściskam.
   - Dagmara Michałowska, zagorzała fanka siatkarzy. – puszczam mu oczko na co on śmieje się.
   - W takim razie myślę, że się dogadamy.
Widzę jak zza Kuby nieśmiało wychyla się drugi z panów, których nie miałam możliwości poznać wcześniej, popychany przez Bartmana, który myśli, że tym doda mu odwagi.
   - Cz-cześć. Bartek jestem. – widzę na jego przystojnej młodzieńczej twarzy lekkie urocze rumieńce, a w niesamowicie błękitnych oczach delikatne skrępowanie zaistniałą sytuacją. On również wyciąga dłoń w moją stronę, której palce poobklejane są białymi plastrami.
   - Daga, miło mi Cię poznać, Bartku. – skórę ma ciepłą, lecz wyraźnie czuć, że jest to dłoń siatkarza, mocna, twarda i przyjemnie szorstka.
Chwilę nikt nic nie mówi, lecz taki stan rzeczy rozstaje brutalnie przerwany przez mój głośny przerażony krzyk spowodowany przez to, że czuję jak unoszę się nad ziemią. Piszczę zaskoczona, ale zaraz orientuję się, że teraz już siedzę na barana u rozchichotanego Miśka Kubiaka. Instynktownie chwytam palcami jego włosy, które mam pod ręką, byle tylko utrzymać równowagę siedząc na jego silnych ramionach.
   - Spokojnie rudzielcu, trzymam Cię. – śmieje się z mojej reakcji i żebym miała pewność, że mnie nie puści, obejmuje rękoma moje kostki.
   - Mam nadzieję. Tylko spróbuj mnie upuścić. – decyduję się ostrożnie uwolnić jego włosy z mojego mocnego uścisku, teraz czochrając mu grube i gęste kosmyki co on kwituje gardłowym mruknięciem.
   - Noo, czyli pamiętasz co lubię. – wzdycha i przymyka oczy.
   - Jak mogłabym zapomnieć, Misiu. – pochylam się lekko i szepcze mu do ucha seksownie niskim głosem, co pozostali siatkarze komentują donośnym śmiechem oraz długim „Uuu!”. Ja tylko wywracam oczami, śmieje się z ich reakcji, a dłońmi pieszczotliwie dotykam misiowych policzków delikatnie przyprószonych kilkudniowym zarostem czując pod palcami, że robią się odrobinę cieplejsze.

__________
twitter to zdecydowanie bardzo wciągająca zabawa, wybaczcie.

4 komentarze:

  1. Wjeście siatkarzy na halę, meeega mnie rozśmieszyło.! :D Powitanie Dagi, ahh... coś cudownego, aż jej zazdroszczę normalnie, no.! No i na koniec Kubiak *.* jak zwykle i wszędzie genialny.! <3 Uzależniam się od niego.! :D
    Szybciutko pisz i dodawaj kolejny.! :D A ja czekam...
    Pozdrawiam gorąco.! ; *

    OdpowiedzUsuń
  2. Twitter jest zajebisty, mówię Ci :D Świetny rozdział. Ich wejście na halę mnie rozłożyło na łopatki. A pomysł Igły to już w ogóle raj na ziemi. Ryczałabym tak samo ja Daga. Bartek jaki nieśmiały, zdecydowanie to do niego nie pasuje. Zawsze mi się kojarzył nawet z nadmierną pewnością siebie. Zobaczymy jak to będzie ;] Czo ten Kubiak tu wyprawia? Czekam na kolejny, buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Wejście na halę zabiło mnie po prostu :)
    Ale akcja rozdziału dla mnie wstydliwy Bartosz Kurek. Płakałam z niego :)

    Czekam na kolejny i pozdrawiam Via :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zapraszam na kolejny, 7 rozdział na http://nie-poddawaj-sie-nigdy.blogspot.com/
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń