- Prooszę… - składa ręce jak do modlitwy.
- Daj mi spokój, wariatko.
- Daguuuś, ale ja tak ładnie, bardzo ładnie Cię proszę. – oczy ma podobne do oczu kota z popularnej bajki o zielonym stworze.
- Zośka, do jasnej Anielki! Nigdzie nie mam zamiaru dzwonić! – krzyczę i wznoszę oczy ku niebu. – Proszę bardzo, jak chcesz to sama zadzwoń, o! – wyjmuję swój telefon z torby, kładę go na stoliku przed nią i zirytowana wzdycham ostentacyjnie.
Jest sobota, godzina 19:48, a ja wraz z moją pokręconą przyjaciółką siedzę w małym zaaranżowanym ogródku przy naszej ulubionej kawiarni i popijam mrożoną herbatę z wkładką. Stwierdzam, że Zośka ma już chyba dość, ponieważ cały czas wałkuje jeden i ten sam temat, a mianowicie temat siatkarzy, dokładnie możliwość wkręcenia się na trening, a co za tym idzie, poznania ich.
Wilkowiczówna patrzy nieufnie na aparat telefoniczny potocznie zwany komórką, który podstawiłam pod jej nos i niechętnie bierze go do ręki. Chwilę wpatruje się w ciemny wyświetlacz, tak jakby się wahała, lecz za moment zdecydowanie kręci głową i odkłada telefon na środek stołu.
- Nie nie nie. I niby co ja mu powiem? „Cześć Igła, jestem przyjaciółką Dagmary, której nie znasz i chciałabym wkręcić się na krzywy ryj na Wasz trening, lecz jest to tylko pretekst do poznania Was osobiście.”? Prooooszę, weźmie mnie za jakąś napaloną psychiczną fankę, albo co gorsza groupie.
- Cóż, zgodzę się, że groupie to Ty na pewno nie jesteś, ale napaloną psychiczną fanką to w sumie…Ałaaa! – krzyczę, aż ludzie przy stoliku obok odwracają się w naszą stronę i rozcieram ramię po tym jak Zośka szczypie mnie za moje żarty. – Sorki.
- No, ale co Ci szkodzi spróbować?
- To mi szkodzi, że nie chcę być nachalna, bo już raz Anastasi pozwolił mi siedzieć na trybunach. A i tak Olek mówił, że było ciężko go wtedy przekonać. – wpatruję się w swoje dłonie.
- W sumie tak, to w końcu nasza reprezentacja narodowa. – kiwa głową choć widzę, że jest zawiedzona.
No ale co ja mam zrobić? Nie mogę ot tak zadzwonić do Igły i poprosić go by załatwił wejście na ten ich trening, ponieważ wiem, że się zgodzi nawet wbrew woli trenera, a wtedy to już byśmy mieli przekichane konkretnie, i on, i ja, i Zośka, i pewnie wszyscy napatoczący się pod rękę Andrei siatkarze.
Kiedy powoli kończy się nasza już druga herbatka mrożona z prądem postanawiamy zamówić jeszcze po piwie. W końcu jest weekend, prawda?
Obie jesteśmy w wyśmienitych humorach i rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Mimo godziny 22:03 ani myśli się nam wracać do akademika. Szczególnie mi, ponieważ nie chcę natknąć się na tego, pożal się boże, Kacpra.
- A jak Ty stoisz w końcu z tym stażem? – zagaduje Zośka na co ja wzruszam ramionami.
- Nijak. Po raz nie wiem już który będę musiała obejść całą Warszawę i skomleć o jakąś praktykę. – kręcę głową i trochę smutnieję.
- Ej ej, Miśka, nie rób mi teraz tej swojej męczenniczej miny jak u jakiejś cierpiętnicy. – odstawia piwo i poprawia się na krześle. W ogródku przy barze zaczyna robić się tłoczno i głośno. Coraz więcej studentów zagląda do naszej ulubionej kawiarenki. – Dasz radę.
- Tak, łatwo Ci mówić, bo masz już wszystko zaklepane, mądralo.
- No wiem. – wyszczerza się w niewyobrażalnie szerokim uśmiechu.
- Ehh, nie pomagasz. – wzdycham i śmieję się z jej miny. – A podobno jesteśmy przyjaciółkami i powinnyśmy się wspierać…
- Wybacz, już wspieram. – odchrząka teatralnie i odrzuca warkocz do tyłu – Dagmaro Michałowska, wszystko się ułoży, zapewniam. – sięga przez cały stół i łapie za moją dłoń ściskając ją mocno – Pamiętaj, nadzieja zawsze umiera ostatnia.
- Psycholka! – wyrywam rękę z jej uścisku i obie wybuchamy głośnym śmiechem.
Nagle czuję wibracje w kieszeni, które po chwili zmieniają się w dźwięk piosenki zespołu The White Stripes „Seven Nation Army”.
- Mateńko, znowu ta muzyka jak z pogrzebu. – mruczy pod nosem Zośka, ale tak bym usłyszała i sięga po swoje piwo.
- A ugryź się w nos! – nie pozostaję jej dłużna i leniwie wyciągam telefon z tylnej kieszeni moich jasnych luźnych jeansów, tak by jeszcze przez chwilę rozkoszować się cudowną muzyką. Na wyświetlaczu widzę jakiś nieznajomy numer, lecz mimo to naciskam zieloną słuchawkę – Sama jesteś jak z pogrzebu. – mówię jeszcze do Zośki na co ona wzrusza ramionami i pokazuje mi język. – Halo?
- Z pogrzebu? Nie nie, ja to jeszcze nie wybieram się na tamten świat raczej. Młody jestem, co się będę wyrywał. – po drugiej stronie aparatu słyszę rozbawiony głos Ignaczaka.
- Wybacz, to nie było do Ciebie, kochany. – mimowolnie uśmiecham się słysząc go w słuchawce. - To do mojej kumpeli, która śmie obrażać głos i muzykę Jack’a White’a.
- Jack’a White’a? Tego z The White Stripes?
- Dokładnie, tego samego. – mówię i kiwam głową choć on i tak nie jest w stanie tego zobaczyć.
- Też ich uwielbiam! – krzyczy Igła – Siostro!
- Bracie! – wtóruję mu i razem wybuchamy śmiechem co nie uchodzi uwadze Zośki, która teraz przygląda mi się uważnie z uniesioną jedną brwią.
- No dobra, to w takim razie przyprowadź ją jutro na nasz poranny trening, może wspólnymi siłami ją jakoś naprostujemy w kontekście gustu muzycznego, co Ty na to? – śmieje się, a mnie opada szczęka. Podsłuchiwał nas czy jak?
- Że… Że co?
- No co jesteś taka zdziwiona, dziecino? Nie „że co?” tylko przecież obiecywaliśmy Ci z chłopakami, że nadrobimy te lata, tak? Daj nam się sobą nacieszyć. Stęskniliśmy się, noo. – przeciąga ostatnią sylabę i rozczula mnie swoimi słowami. – Poza tym, mam już dość marudzenia i ciągłego ględzenia chłopaków, szczególnie Kubiaka, który łazi za mną bez przerwy, żebym w końcu ściągnął Cię na trening.
- Ale…ale… - biorę jeden uspokajający wdech – Ale czy Wy rozmawialiście z kim trzeba i macie na to zgodę czy tylko tak po prostu sobie sami postanowiliście?
- Spokojnie, Misiu. Stary…yyy…to znaczy, Andrea o wszystkim wie i na wszystko wyraził zgodę. – po prostu czuję jak teraz uśmiecha się od ucha do ucha. – Poza tym sztab ma Ci coś do przekazania. – mówi tajemniczo.
- Że co? – po raz drugi jestem w kompletnym szoku. – Przecież oni mnie nawet nie znają, no nie licząc Recydywisty.
- Dowiesz się jutro. – chichocze, kiedy nazywam fizjoterapeutę przydomkiem wymyślonym przez samego Ignaczaka – Bo rozumiem, że mogę liczyć jutro na Ciebie i koleżankę?
- Eee… Cóż… Yyy…
- Czyli jesteśmy umówieni, super. Trening zaczyna się o 9 i lepiej bądźcie na czas, Anastasi nie toleruje spóźniania się. – wzdycha, a ja domyślam się, że on coś wie na ten temat, bo prawdopodobnie przekonał się o tym na własnej skórze nie raz, nie dwa. – Ciao, bejbe. – i tyle go widzieli, a raczej słyszeli.
Po dobrej chwili, gdy słyszę już sygnał w słuchawce, odrywam telefon od ucha i rozłączając połączenie klawiszem z czerwoną słuchawką chowam telefon tam gdzie jego miejsce, czyli do kieszeni jeansów.
- Powiedz, że rozmawiałaś z tym o kim myślę. – podnoszę głowę na dźwięk głosu mojej przyjaciółki i widzę jej maślane oczy wpatrzone z wyczekiwaniem we mnie.
- Cały dzień myślisz o siatkarzach, więc odpowiedź brzmi tak, rozmawiałam z siatkarzem, a konkretnie rzecz ujmując to z Krzysztofem Ignaczakiem, libero reprezentacji Polski.
- I co? I co? – dosłownie podskakuje na swoim miejscu.
- Cała drużyna zaprasza nas na jutrzejszy poranny trening, a…
Nie dane mi jest jednak dokończyć zdania, ponieważ słyszę niewyobrażalnie głośny pisk Zośki. Nagle podrywa się z krzesła i tańczy swój własny taniec zwycięstwa, a ja zastanawiam się czy mam jeszcze w domu tę wizytówkę dr Ewy Mickiewicz, specjalistki od chorób psychicznych. Kręcę z niedowierzaniem głową i śmieję się z mojej przyjaciółki.
- …a sztab ma mi coś do przekazania. – kończę zdanie gdy Zośka z powrotem siada na swoim miejscu.
- Ale w sensie, że co? – pyta inteligentnie i marszczy brwi.
- Właśnie w tym problem, że nie mam bladego pojęcia.
__________
jak mawia klasyk "...dumni po zwycięstwie, wierni po porażce..."
oni wiedzą, że prawdziwi kibice pozostaną z nimi na dobre i na złe.
chłopaki, jesteście wielcy! dosłownie i w przenośni...
Z każdym rozdziałem kocham Zośkę jeszcze bardziej.! No niesamowita jest ta dziewczyna.! :D Zrobi wszystko, by spotkać się z Kurkami i spółką.! :D No i bardzo dobrze, ja się z tego niezmiernie cieszę, bo w następnym rozdziale będzie duuuużo siatkarzy, prawda? : > Na to liczę :D Ignaczak zawsze i co by nie powiedział rozwali mnie doszczętnie :D Od razu na twarzy pojawia mi się szeroki banan i przez dłuższy okres nie może zniknąć :D Co ten człowiek ze mną robi? ; > Cuuuda, chyba.! :D Ciekawe co tam ten sztab chce jej zaproponować.! :D Chyba się domyślam, ale nie będę zapeszać.! :)
OdpowiedzUsuńKocham, kocham i jeszcze raz kocham.! <3 A co do meczu to specjalnie dali Bułgarom wygrać, żeby kto inny złoił im tyłki.! :) Dla mnie i tak POLSKA jest najlepsza i nic tego nie zmieni.! :D A kto po ostatnich meczach śmie twierdzić inaczej to niech się lepiej do mnie nie odzywa.! :D Grozi nagłym wybuchem złości.! :) Tak tylko ostrzegam.!
Czekam z niecierpliwością na następny.! :D
Pozdrawiam.! :*