Już od progu uderza mnie zapach zapoconego
i chyba od wieków niewietrzonego małego pomieszczenia. Krzywię się lecz wchodzę
do środka. W pokoju, którego ściany wyłożone są kiczowatą tapetą imitującą boazerie,
jest kilka osób załatwiających swoje sprawy przy drugim stanowisku. Ja kieruję
swoje kroki do pierwszego biurka, za którym siedzi otyła przygarbiona starsza
kobieta z przerzedzonymi, upiętymi w koka na czubku głowy i nieudolnie
pofarbowanymi blond włosami. Na jej nosie są wielkie grube szkła w
krwisto-czerwonej oprawie.
Nie widzę jej twarzy, ponieważ pochyla się
nad blatem i wpisuje coś do tabeli w wielkim zdezelowanym zeszycie formatu A4. Nie chcąc jej przeszkadzać cierpliwie czekam, aż ta skończy swoje obecne zajęcie i łaskawie zwróci na mnie uwagę. Po chwili stwierdzam, iż chyba jednak nie ma na to szans i decyduję się znacząco odchrząknąć, czym ponownie nie osiągam zamierzonego celu.
Przestępuję z nogi na nogę i namiętnie ściskam w rękach fioletową teczkę na gumkę.
- Dzień dobry. – mówię nieśmiało i wpatruję się w jej czuprynę. Po moim grzecznym przywitaniu nie obserwuję żadnej, nawet najmniejszej reakcji. Kiedy ponownie chcę zwrócić jej uwagę na swoją skromną osobę, ta nagle podnosi głowę i ukazuje swoją już dość zniszczoną twarz, na której widać głębokie zmarszczki i gdzieniegdzie zwiotczałą skórę. W przeciwieństwie do cery, oczy są zadziwiająco młodzieńcze i żywe, w kolorze gorzkiej czekolady.
- Dobry. – odzywa się z ciężkim westchnięciem i łypie na mnie spod okularów. Nie wiem czemu, ale ten widok rozbawia mnie i teraz szczerze się do niej, nie mając ku temu jakichkolwiek powodów. Ona jakby zbita z tropu dotyka dyskretnie, niby od niechcenia swojego bladego policzka by sprawdzić czy nie jest czymś ubrudzona. – Pani w jakiej sprawie?
- Chciałabym złożyć papiery na staż. – posyłam jej przyjazny uśmiech, na co ona odpowiada tym samym. No, może z mniejszym entuzjazmem niż ja. Stwierdzam, że kiedy się uśmiecha wygląda na dobrych parę lat mniej.
- Panna Michałowska, jak mniemam? – mówi, czym kompletnie mnie zaskakuje. Unoszę brwi.
- Tak, a skąd pani wie?
- Cóż, pamięta się nazwiska rodzynków, którzy załatwienie praktyk zostawiają sobie na ostatnią chwilę. – mruga do mnie z rozbawieniem, a z szuflady swojego biurka wyjmuje mały zeszyt, na którego okładce widnieje napis „STAŻE – ostatni rocznik”. Rumienie się na jej słowa i spuszczam wzrok na teczkę w moich dłoniach. – Prawda, panie Wagner? – przechyla się na prawą stronę i patrzy na kogoś za moimi plecami.
Na dźwięk tego nazwiska całe dzisiejsze śniadanie podchodzi mi do gardła, a ja walczę o to by pozostało na swoim miejscu, czyli w żołądku. Odwracam głowę, a mój wzrok pada na przygarbionego chłopaka siedzącego przy stoliku w samym rogu małego pokoju. W jednej ręce trzyma długopis, w drugiej natomiast plik kartek, z którego co chwila wypada jeden egzemplarz.
On słysząc swoje nazwisko podnosi głowę i kiedy nasze oczy się spotykają na jego usta wkrada się tak znany, a zarazem znienawidzony przeze mnie uśmiech.
- Cześć Daguś. – wywracam dyskretnie oczami, ponieważ Kacper wie, że nie znoszę jak się tak do mnie mówi. Poprawka, nie znoszę jak mówi to tylko on.
- Cześć. – odpowiadam krótko i szybko odwracam się w stronę sekretarki naszej AWF. Cały czas czuję jednak na plecach przeszywający wzrok Wagnera.
- A więc dokumenty na staż, tak? – pyta retorycznie i przerzuca kilka kartek w małym zeszyciku. – Która grupa?
- CR01.
Jeszcze raz kartkuje zeszyt i poprawia okulary na nosie.
- Michałowska…Michałowska… - mruczy do siebie przejeżdżając palcem po jednej ze stron. – Jest. Michałowska Dagmara, zgadza się?
- Tak jest. – kiwam głową. Przyglądam się jak w kilku miejscach odkreśla moje nazwisko oraz stawia dzisiejszą wtorkową datę. Następnie podaje mi długopis i odwraca zeszyt w moim kierunku.
- Czytelny podpis, tutaj i tutaj. – wskazuje puste rubryczki gdzie gryzmole swoim jakże koślawym charakterem pisma to o co mnie prosi. – Potrzebny będzie jeszcze Twój dowód osobisty.
Szperam w torbie i po kilku chwilach wyjmuję z niej portfel, z niego natomiast mały plastikowy kartonik z moim fatalnym zdjęciem, za które wstydzę się za każdym razem gdy je widzę.
Odzyskuję swoją własność kiedy wszystkie potrzebne informacje zostają skrzętnie spisane.
- Masz wszystkie potrzebne dokumenty, prawda?
- Oczywiście. – mówię i zdejmuję z teczki gumkę, którą jest opasana. Wyjmuję kilka kartek.
- Świetnie. To najpierw proszę o skierowanie na praktykę. A właśnie, kto jest Twoim opiekunem?
- Pani profesor Kasperska. – mówię i podaję jej kartkę.
Sekretarka uważnie czyta sprawdzając zapewne czy wszystko jest w porządku. Po chwili kiwa głową.
- Wszystko się zgadza. – wkłada dokument do pustej koszulki – Decydujesz się na praktykę we własnym zakresie czy uczelnia ma Cię skierować na staż?
- Nie nie, praktykę załatwiałam sobie sama.
A raczej uczynił to za mnie mój wyrywny kolega Ignaczak, myślę z ironią i delikatnie kręcę głową czego na szczęście nie widzi sekretarka.
- W takim razie jeszcze tylko dokument deklaracji praktyki we własnym zakresie i jesteśmy w domu. – uśmiecha się w moją stronę, a ja podaję jej odpowiednią kartkę.
Robi z nią to samo co z pierwszą, czyli uważnie czyta sprawdzając błędy. Ja czekając w ciszy obserwuję jej twarz, z której nagle odpływa cała krew, a oczy stają się odrobinę większe niż były jeszcze przed momentem. Czyżbym zrobiła jakiś błąd ortograficzny za który powinnam się teraz wstydzić?
Odrywając wzrok od kartki patrzy na mnie zdziwiona i ponownie od początku czyta dokument, który trzyma w dłoni. Za sobą słyszę jakieś poruszenie, a kątem oka widzę, że obok mnie staje Wagner z przygotowanymi i ujarzmionymi już kartkami, zapewne również dotyczącymi praktyk.
- Eee… - sekretarka wydobywa z siebie nieokreślony dźwięk, a ja ponownie skupiam swoją uwagę na niej.
- Tak? Jakiś problem? – zaczynam się denerwować.
- Yyy, nie. Tylko, że… - zawiesza głos i wlepia we mnie zdziwione spojrzenie – Bo tu jest napisane, że deklarujesz odbycie praktyki studenckiej u… - przełyka głośno ślinę - …„narodowej reprezentacji Polski w piłce siatkowej mężczyzn, dokładnie w kadrze A”. – cytuje z dokumentu.
- Tak, zgadza się. – kiwam głową, a momentalnie po moich słowach gwar panujący w pomieszczeniu ustaje. Zapada kompletna cisza; cisza, jak makiem zasiał.
- …oraz Twój opiekun podczas stażu… - jej oczy już są w takim stanie, że wydaje się jakby za chwilę miały wypaść z oczodołów – …Andrea Anastasi… - jąka się - …prosi o zgodę na Twój wyjazd z reprezentacją na Mistrzostwa Europy do Danii? – patrzy na mnie z idiotycznym i zszokowanym wyrazem twarzy, na co ja chichoczę.
- Tak, ja też nie mogę w to uwierzyć i wiem jak to brzmi, ale to wszystko prawda. – zapewniam uśmiechając się do niej.
- Co, kurwa? Że gdzie wyjeżdżasz? – słyszę za sobą i czuję jak ktoś łapie mnie za ramię odwracając w swoją stronę.
- Ej, młody człowieku, uważaj na słowa. – sekretarka upomina go, lecz ja cały czas widzę w jego oczach gniew i niedowierzanie.
- Kacper, uspokój się i nie rób scen. Puść mnie. – syczę przez zęby wyrywając się z jego uścisku i zbieram swoje rzeczy. Ponownie spoglądam na starszą kobietę. – Czy to wszystko?
- Tak. – chowa koszulkę z moimi dokumentami do wielkiego segregatora – Życzę owocnej praktyki. – mruga do mnie ze znaczącym uśmiechem, ale ja nie mam już jakoś ochoty na takie uprzejmości i przyjazne gesty.
Mamrocząc ciche „Do widzenia”, zatrzaskuję drzwi od sekretariatu i opierając się o zimną ścianę na korytarzu oddycham głęboko. Nie myślałam, że złożenie deklaracji o staż przyniesie ze sobą tyle emocji. Że też musiał być tam ze mną akurat wtedy kiedy składałam te cholerne dokumenty i dowiedzieć się w taki sposób. Nasze stosunki są i tak napięte, a teraz jeszcze to. Znowu nasłucham się jego standardowej gadki w stylu „dlaczego nic nie wiem o Twoim rzekomym wyjeździe?”. Wzdycham i przymykam na chwilę oczy.
Po paru minutach odrywam się od ściany i kieruję swoje kroki do wyjścia z uczelni.
Idąc długim i ciemnym hallem wyciągam telefon z kieszeni mojej długiej zwiewnej plisowanej spódnicy w kolorze turkusu, przypominając sobie, że podczas rozmowy z sekretarką czułam wibracje komórki, która dawała znak, iż dostałam sms’a.
Otwieram wiadomość od nieznajomego numeru. Mam dziwne wrażenie, że jego właścicielem jest któryś z siatkarzy, tak przynajmniej mówi mi moja kobieca intuicja.
„Misiek, jesteś na
uczelni? Kiedy kończysz?”
Mam ochotę spytać kto jest po drugiej
stronie, lecz ostatecznie rezygnuję bo mam już swój typ. Nie zdradzam się
jednak; zobaczymy jaki będzie dalszy rozwój wypadków. Szybko wystukuję krótką
odpowiedź.
„Jestem i właśnie z niej
wychodzę.”
Nim zdążę dojść do drzwi wyjściowych
ponownie dostaję wiadomość. Szybki jest, nie ma co.
„Super! To do zobaczenia
na parkingu przed akademikiem. ;)”
Marszczę brwi i uśmiecham się na to co
przed chwilą przeczytałam. Na plecach czuję dreszcz ekscytacji. Popycham
masywne główne drzwi uczelni.
Kiedy zmierzam w kierunku parkingu wiatr
przyjemnie rozwiewa mi rozpuszczone włosy, lecz nie towarzyszy mu dziś Słońce,
nad czym szczerze ubolewam. Niebo spowijają ciężkie chmury, a letnie promienie
nie mają nawet cienia szansy na przedostanie się przez ciemne obłoki. Wiatr,
mimo iż przyjemny, niesie za sobą chłód, przez co mocniej zakrywam się połami
mojej krótkiej powycieranej dżinsowej kurtki pod którą mam jedynie zwykły biały
top na krótki rękawek oraz stawiam kołnierz dżinsówki by choć trochę ochronił
moją szyję przed zimnem.Szkoda, ale grunt, że nie pada.
Wchodząc na parking przed oczami majaczy mi jakaś postać kręcąca się obok Gabriela. Mrużę oczy by obraz dostatecznie się wyostrzył, odnotowując równocześnie w pamięci by przed wyjazdem umówić się na wizytę u okulisty. Gdy już dostrzegam tajemniczego nieznajomego i rozpoznaję go, na usta wpełza mi niesamowicie szeroki uśmiech.
Po raz kolejny moja kobieca intuicja mnie nie zawiodła.
__________
Igła, big comeback! i like it!
Hej kochana! Bywam na Twoim blogu, nie myśl sobie, że nie ;) Dziękuję za bardzo miły komentarz. Bardzo lubię Twój styl pisania i życzę powodzenia w dalszej pracy <3
OdpowiedzUsuńEmocje na poziomie:D
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział:)
Do następnego:))