29 maja 2014

XIV. Ktoś Cię w ogóle pytał o zdanie, chłoptasiu?


Stoi przy samochodzie tyłem do mnie. On nie widzi mnie, a ja obserwuję tylko jego plecy i wpadam na pewien pomysł. Zbliżam się do niego powoli na paluszkach równocześnie gratulując sobie, że nie zdecydowałam się dziś na szpilki, a na moich nogach są zwykłe białe i nie wydające żadnych dźwięków tenisówki. Szczerzę się do siebie jak opętana, lecz nie mogę powstrzymać szerokiego uśmiechu na samą myśl o tym co zaraz zrobię.
Kiedy jestem już około dwóch metrów od niego biorę rozpęd i z impetem wskakuję na plecy nic niepodejrzewającego chłopaka oplatając jego pas swoimi nogami oraz, żeby miał jeszcze trudniej, zakrywam mu oczy dłońmi. Mimo, że wskoczyłam na niego z dużą siłą, on nawet się nie zachwiał i cały czas stoi prosto. Ja słyszę tylko jego śmiech.
   - Zgadnij kto! – krzyczę, a on by uchronić mnie od upadku instynktownie podtrzymuje moje nogi.
   - Mam nadzieję, że nie jesteś wściekłym Anastasi’m, który pewnie właśnie teraz odkrył, że zwiałem z treningu by spotkać się z Dagą. – mówi na co ja zaskoczona zeskakuję z jego pleców.
   - Co? Urwałeś się z treningu? – wybałuszam oczy i przyglądam się jego uchachanej buzi, swoją drogą cholernie seksownej za sprawą delikatnego zarostu.
   - Każdy raz na jakiś czas potrzebuje wagarów. – wzrusza obojętnie ramionami i mruga do mnie, na co ja reaguję chichotem choć w dalszym ciągu nie pochwalam jego dziecinnego zachowania. Nie mogę jednak zignorować przyjemnego ukłucia w środku na myśl, iż zwiał z codziennego treningu tylko po to by spotkać się ze mną. Moje ego zostaje mile połechtane.
   Uśmiecham się i lustruję go od góry do dołu.
Ma na sobie zwykłe jasno-niebieskie poprzecierane gdzieniegdzie, wąskie w nogawkach dżinsy oraz czarny T-shirt z logiem zespołu „Guns N’ Roses”, na który zarzucił ciemną rozpiętą bluzę z kapturem. Dostrzegam także czarno-białe Conversy oraz malutki bukiecik białych stokrotek. On chyba zauważa to, że widzę co ma w dłoni i odchrząka znacząco.
   - Proszę, to dla Ciebie. – robi krok w moją stronę, a do nozdrzy momentalnie dochodzi jego niesamowity zapach, który od razu uderza mi do głowy. Zaraz po tym jak podaje mi kwiaty, schyla się i całuje delikatnie mój policzek, równocześnie drażniąc go przyjemnie twardym zarostem. Rumienię się na ten gest i uśmiecham niczym nastolatka zadzierając głowę by spojrzeć mu w oczy, które mam dosłownie kilka centymetrów od swojej twarzy.
Tego dnia Michał ma je w niecodziennym dla siebie odcieniu błękitnej stali, przez co wydają się zimne i obce, lecz w połączeniu z uroczym, chłopięcym i wstydliwym uśmiechem wręcz emanują ciepłem i radością. Nie mogę oderwać się od nich, ale ostatecznie spuszczam głowę i zanurzam nos w cudownym aromacie świeżego bukieciku opatulonego w śliczny fioletowy papier.
Z przyjemnością wdycham słodki zapach do płuc.
   - Tak myślałam, że to Ty do mnie piszesz. – ponownie patrzę na niego – Nie można było jak człowiek się podpisać, a nie robić takie podchody? – kręcę głową z uśmiechem i daje mu sójkę w bok, a on zgina się wpół udając, że go zabolało.
   - Można było, ale po co? – ukazuje białe zęby w uśmiechu - Wiedziałem, że zgadniesz, że to ja.
   - Zdradziłeś się nazywając mnie „Miśkiem”. Tylko Ty tak się do mnie zwracasz.
Oboje chichoczemy. On nagle zdycha i wpatruje się chwilę w moją twarz. Widzę jak dokładnie studiuje każdy jej milimetr począwszy od oczu, poprzez nos, wargi i policzki.
   - Nawet nie wiesz, jak bardzo brakowało mi dźwięku Twojego śmiechu. – uśmiecha się w taki sposób, że po moich plecach przebiega przyjemny dreszcz, a serce zalicza kilka dodatkowych uderzeń.
Nie czekając na moją odpowiedź ponownie zbliża się do mnie, ale tym razem delikatnie wsuwa swoje ręce pod moje oplatając nimi moją talię i kładąc brodę na ramieniu przytula się do mnie zanurzając twarz w moich rudych lokach. Trochę zaskakuje mnie swoim zachowaniem, ponieważ Kubiak nie należy do osób nad wyraz wylewnych i uzewnętrzających swoje uczucia, lecz już po chwili z nieukrywaną przyjemnością odwzajemniam jego gest, którym całkowicie mnie rozczula i rozkłada na łopatki.
Wspinam się na palcach, ponieważ Michał góruje nade mną wzrostem i obejmuję dłońmi jego pas, równocześnie opierając policzek o twardy tors, dokładnie o zagłębienie mostka i ponownie wdycham odurzający zapach męskich perfum do których mam absolutną słabość od zawsze. Chyba jak każda kobieta lubię jak facet pachnie tak jak facet.
Stoimy przytuleni dłuższy czas w przyjacielskim uścisku jak za dawnych lat.
   - Ja też się za Tobą stęskniłam. – mówię cicho, lecz tak żeby on usłyszał, nie zmieniając pozycji, rozkoszując się przyjemnym ciepłem jego ciała oraz rąk, które spoczywają w dolnej części moich pleców.
   Wzdycham. Dobrze mieć go znowu przy sobie.
   - Noo proszę, proszę… – słyszę za sobą szyderczy głos na dźwięk którego odrywam się od Kubiaka. Odwracam się i widzę ten obrzydliwy cyniczny wyraz twarzy. Robi kilka kroków w naszą stronę i teraz jest jakieś dwa metry ode mnie – Widzę, że szybko się pocieszyłaś, nie ma co.
   - Kacper odczep się, dobrze? – krzywię się i instynktownie cofam o krok. Czuje za sobą sylwetkę Michała co sprawia, że to dodaje mi odwagi i siły na konfrontacje z moim byłym chłopakiem.
   - Nie Dagmara, nie odczepię się od Ciebie, słyszysz? – podchodzi jeszcze bliżej – Musisz do mnie wrócić, musisz!
   - Jedyne co muszę to umrzeć, a poza tym zawsze mam jakiś wybór. – mówię, hardo patrząc mu w oczy. Widzę w nich gniew, który już mnie nie zaskakuje, ponieważ często patrzył na mnie w ten sposób, szczególnie gdy był pijany.
   - Nie rozumiesz, że ja Cię kocham, do cholery? – krzyczy i nagle łapie mnie za nadgarstki.
Mrugam zaskoczona jego agresywnym zachowaniem.
   - A czy Ty nie rozumiesz, że ja już Ciebie nie? Z resztą, to Ty sam wybrałeś idąc do łóżka z Kariną, nie pamiętasz? Naprawdę, mam Ci to teraz przypominać? – nawet nie wiem kiedy podnoszę głos o parę tonów, a w oczach czuję zbierające się łzy. Zawsze podczas stresujących dla siebie sytuacji tak reagowałam, nawet jak nie było ku temu poważniejszego powodu. Dłonie, którymi oplata mi nadgarstki zaciskają się mocniej.
   - Kacper, puść mnie. – szepczę, lecz to nie przynosi rezultatu. On tylko wpatruje się gniewnie w moje oczy. Teraz wygląda jakby był w jakimś amoku i całkowitym szale. Zaczynam się go bać. – Kacper, to boli.
   - Słyszysz co mówi? Zostaw ją, albo ja Ci w tym pomogę. – Michał odzywa się opanowanym, lecz nieznoszącym sprzeciwu głosem, że na jego dźwięk wzdrygam się. Troskliwie obejmuje mnie ramieniem w taki sposób, by odgrodzić ode mnie rozszalałego chłopaka.
Wagner słysząc go w końcu odrywa ode mnie ciskający gromami wzrok i teraz przenosi go na przyjmującego. Puszcza moje dłonie, przyglądając się Kubiakowi.
   - A Ty co? – Kacper podchodzi do Michała, lecz on nie cofa się, stoi na swoim miejscu i przewyższając kilkoma centymetrami szatyna, ze spokojem obserwuje jego poczynania oraz rozwój sytuacji – Obrońca uciśnionych kobiet? Ktoś Cię w ogóle pytał o zdanie, chłoptasiu?
   - Może i nie pytał, ale ja przynajmniej szanuję to, kiedy kobieta mówi „nie”. A Ty, chłoptasiu… - powtarza po nim i akcentuje to słowo z zadziornym uśmieszkiem - …chyba nie rozumiesz, że Dagmara ma Cię dość i właśnie dała Ci kopa w tyłek.
Słysząc to, Wagner czerwienieje na twarzy, wydyma wargi i zaciska dłonie w pięści tak mocno, że bieleją mu kłykcie. Brakuje mu tylko wybuchu pary z uszu oraz poczerwieniałych białek ocznych.
Jeżeli zaraz się nie uspokoją dojdzie do bójki. Jestem tego pewna, ponieważ wiem do czego zdolny jest Wagner będący w takim stanie w jakim jest obecnie.
O dziwo, słowa Michała robią wrażenie na Kacprze. Dalej z furią w oczach robi dwa kroki do tyłu i lustruje od góry do dołu sylwetkę Kubiaka. Ponownie przenosi wzrok na mnie, ukrytą za ramieniem blondyna.
   - W sumie to nie wiedziałem, że taka jesteś. – unoszę brwi nie rozumiejąc, a on krzyżuje ręce na piersi – Że jesteś taką szmatą.
   - Ty sukinsynu! – Kubiak zrywa się ze swojego miejsca zaciskając jedną dłoń w pięść, którą gotowy jest uderzyć cofającego się szybko Wagnera.
Ja w ostatnim momencie łapię go za ramię.
   - Michał, daj spokój, nie warto. – szepczę i na szczęście udaje mi się powstrzymać go od rzucenia się na Kacpra.
   - Trzymaj się od niej z daleka, popaprańcu! – wzburzony Dzik krzyczy jeszcze za Kacprem, który oddala się od nas w szybkim tempie - Co za pieprzony gnój. – zwraca się do mnie odprowadzając Wagnera wzrokiem do momentu aż ten znika za rogiem. Ponownie obejmuje mnie ramieniem, a ja zadzieram głowę. Znowu mogę spojrzeć w błękitno-stalowe oczy, obecnie odrobinę ciemniejsze niż były jeszcze przed chwilą. Teraz widzę w nich ogromną troskę i obawę o mnie. – Nic Ci nie jest, Misiek?
   - Nie, wszystko w porządku. – unoszę delikatnie kąciki ust, lecz uśmiech nie ma już odbicia w moich tęczówkach. – Dziękuję Ci.
   - Nie ma za co, naprawdę. A on, niech się nie waży do Ciebie zbliżyć. – wskazuje palcem miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała postać mojego byłego chłopaka.
   - To będzie raczej trudne…
   - Jak to? – marszczy brwi nie do końca rozumiejąc.
   - A, nie ważne. – macham obojętnie ręką, ponieważ na razie nie chcę mu mówić, że jestem skazana na widywanie się z Kacprem przez to, że mieszkamy ze sobą w jednym pokoju. Postanawiam zmienić temat. – Co powiesz na gorącą czekoladę?
   - Czekoladę jak za starych dobrych czasów? – widzę jak zabawnie świecą mu się oczy. Chichoczę i kiwam głową.
   - Zgadza się.
   - Wiesz, że tego nigdy nie odmówię. Prowadź więc do swojego akademikowego królestwa.
Michał łapie za moją rękę i teraz kierujemy się do wejścia do akademika idąc ramię w ramię.
   Zaczynam powoli przekonywać się co do wagarów. Oczywiście w granicach rozsądku.

__________
auć! proszę, nie bijcie mocno za tak długą ciszę...
wiecie, że Was kocham.

i zaczynamy LŚ 

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział, naprawdę mi się podoba :) Trzymaj tak dalej :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń