24 września 2014

XVII. Kierunek : Spała!


Dlaczego nie nastawiłam sobie cholernego budzika? Dlaczego musze być takim śpiochem i wiecznie roztrzepanym dzieckiem? Wiedziałam przecież, że wyjazd do Spały przewidziany jest na godzinę 8 i że nie ma mowy o jakimkolwiek wylegiwaniu się.  Ale nie, wszystko wiedząca Dagmara wstała o 7.28 i biega teraz jak kot z pęcherzem zbierający jeszcze niespakowane rzeczy porozrzucane dosłownie po całym pokoju. A muszę jeszcze dojechać do ich hotelu, który znajduje się jakieś 20 minut drogi od mojego akademika.
   Po prostu mogę tylko pogratulować sobie inteligencji i modlić się by nie odjechali beze mnie.
Zamiast siedzieć w autobusie reprezentacji Polski i czekać na odjazd na dalszą część zgrupowania, ja ciągle tkwię w moim pokoju i walczę z upartą fioletową walizką, której zamek próbuje doprowadzić mnie do białej gorączki nie chcąc się zapiąć. Dlaczego ja zawsze odkładam wszystko na ostatnią chwilę? Czy nie mogłam jak odpowiedzialny człowiek do końca spakować się wczoraj wieczorem? Teoretycznie byłam już spakowana, lecz rano przypomniałam sobie jeszcze o tych cudownych turkusowych szortach oraz brązowych sandałkach, które koniecznie musiałam zabrać ze sobą.
   Ahh, gdyby była ze mną Zośka, wzdycham i automatycznie smutnieję.
Jednak z moją przyjaciółką pożegnałam się już wczoraj wieczorem, ponieważ jak zgodnie stwierdziłyśmy nie było sensu by Wilkowiczówna jechała ze mną na miejsce zbiórki, ponieważ ona jak i ja nie znosiła długich i łzawych pożegnań.
   - No zapnij się, do cholery. – syczę pod nosem i podejmuję kolejną rozpaczliwą próbę poradzenia sobie z walizką. Nerwowo patrzę na zegarek i stwierdzam, iż jestem w ciemnej dupie. Nie ma szans bym zdążyła na czas. Mam ochotę się rozpłakać.
   - Poczekaj, pomogę Ci. – nagle widzę obok moich dłoni drugą parę rąk, a nad głową słyszę spokojny męski głos.
   - Nie trzeba, poradzę sobie. – warczę pod nosem nie przestając szarpać się z fioletowym potworem.
   - Nie wątpię, lecz pozwól tym razem sobie pomóc. – spoglądam podejrzliwie w jego oczy węsząc jakiś podstęp – Przynajmniej tak pokażę Ci jak bardzo mi przykro z powodu tego co miało miejsce we wtorek. Przecież wiesz, że ja tak o Tobie nie myślę, Daguś.
Wzdycham i niechętnie odsuwam się o krok nie komentując jego słów, choć w środku mam ochotę odepchnąć go z całej siły i dać porządny cios w twarz, rozkwaszając mu ten jego idealny nos.
Jednak teraz nie mam na to czasu, a przypomina mi o tym wręcz parzący zegarek na moim nadgarstku, na który co chwila spoglądam nerwowo.
Jednym płynnym ruchem zasuwa do końca zamek walizki i stawia ją na podłodze. Wyjmuje jeszcze długą metalową rączkę, za którą ja od razu łapię.
   - Dziękuję. – szepczę – Na mnie już pora. – zakładam podręczną torbę na ramię oraz kolejną, tym razem tę z laptopem.
Odwracam się do niego plecami chcąc wyjść, lecz on zatrzymuje mnie chwytając delikatnie za ramię. Patrzę zaskoczona w jego twarz.
   - Daga, nie chcę byśmy rozstali się w ten sposób. Nie chcę byśmy w ogóle się rozstawali.
   - Cóż, zdecydowałeś o tym już dawno, a we wtorek na parkingu utwierdziłeś mnie jeszcze mocniej w przekonaniu, że dobrze się stało. – patrzę mu w oczy, a w duchu cieszę się, że w końcu mogę mu to powiedzieć, a nie cały czas dusić to w sobie.
   - Wiem… – wzdycha, a wyraz twarzy ma wykrzywiony bólem. – Wiem, że jestem idiotą, ale Dagmara… - przełyka głośno ślinę, a oczy ma wielkie i szkliste - …ja naprawdę Cię kocham. Nie potrafię żyć bez Ciebie. Proszę, daj nam jeszcze jedną, ostatnią szansę. Proszę, błagam.
Ma łzy w oczach, widzę to. Jest mi go nawet odrobinę szkoda, lecz dobrze wiem, że to nie ma sensu, a on im wcześniej sobie to uświadomi tym lepiej dla niego.
Puszczam walizkę i podchodzę do niego nie odrywając wzroku od jego niebieskich tęczówek.
   - Kacper… - chwytam jego dłonie - …ale już nie ma nas. Od samego początku nie było. Zawsze byłam tylko ja i tylko Ty, osobno, nigdy razem, rozumiesz?
Pierwszy raz od momentu jego zdrady rozmawiamy ze sobą bez wrzasków i oskarżania się nawzajem.
Jedna samotna łza spływa po jego nieogolonym policzku. Szybko jednak wyciera ją wierzchem dłoni bym nie widziała jakie silne emocje targają nim w tym momencie.
   - Rozumiem. – kiwa głową i uśmiecha się smutno – Wiedz tylko to, że naprawdę i z całego serca mi przykro, że tak to spaprałem. – przytula mnie do siebie – Mam nadzieję, że ułożysz sobie życie i będziesz szczęśliwa. – odrywa się ode mnie i patrzy w moja twarz; widzę, że mówi szczerze – Ja nie będę Cię już nękał, chcę byś to wiedziała i była spokojna.
   - Dziękuje, Kacper. – ponownie ściskam jego dłonie i puszczając je, ponownie łapię za rączkę walizki – Trzymaj się.
   - Ty też. – słyszę jeszcze jego smutny głos i zatrzaskuję drzwi, widząc kątem oka jak stoi na środku pokoju ze opuszczonymi ramionami i zdruzgotanym wyrazem twarzy.
Oddycham głęboko. Czuję jakby ogromny głaz spadł mi w tym momencie z serca.


***

 
   - Coś się ta nasza nowa masażystka spóźnia. – Zatorski włożył swoją biało-czerwoną torbę sportową do tylnej części autokaru. Swoją drogą, pojazd był gigantyczny i bardzo luksusowy, w sam raz do podróżowania i przewożenia nadnaturalnej wielkości osobników płci męskiej.
   - A co jeżeli nas olała? Co my wtedy bez niej poczniemy? – oczy Konarskiego przeżuwającego jego ulubiony żółty owoc powiększyły się niebezpiecznie, a dojrzeć w nich można było lekką obawę.
   - Spokojnie, na pewno będzie. – zapewnił Aleksander Bielecki podając doktorowi Sowie słynną walizkę, którą ten upchnął w to samo miejsce co przed chwilą drugi libero swój bagaż.
   - Dagmara na pewno by nas nie wystawiła. – Misiek założył ręce na piersi i zaczął tupać nerwowo nogą.
Mimo, iż był pewny swoich słów jak i osoby przyjaciółki, świadomość, że zostało mniej więcej 4 minuty do ich odjazdu, a dziewczyny wciąż nie było, bardzo go drażniła i powodowała pewien nieprzyjemny dyskomfort psychiczny. Odetchnął i próbował nie dopuszczać do siebie myśli, że Michałowska nie pojedzie z nimi na zgrupowanie do Spały.
Co gorsza, właśnie podszedł do nich trener i rozejrzał się po swoich zawodnikach.
   - …dwanaście, trzynaście… - wyliczał w języku angielskim – Bartman? Bartman!
   - Jestem, trenerze. – zameldował się zdyszany Zbyszek i machając niezdarnie ręką zniknął za drzwiami autokaru.
   - Skoro Bartman zdążył to wygląda, że są wszyscy. – zadowolony uśmiechnął się, lecz na swoje słowa usłyszał tylko dziwny pomruk wśród siatkarzy. – Zaraz zaraz, nie ma jednej osoby ze sztabu medycznego. – wziął się pod boki i spojrzał na Miśka, który stał tuż obok Anastasi’ego – Kubiak, gdzie panna Michałowska?
   - No bo… Cóż… - zaczął się plątać – Jeszcze jej nie ma… - powiedział, lecz widząc wymowny wzrok trenera szybko kontynuował byle tylko go udobruchać - …ale trenerze, ona na pewno będzie, mogę za nią ręczyć.
   - Dobrze, wszystko bardzo fajnie, ale na nas już pora. – postukał w szkiełko swojego sportowego zegarka i westchnął. – Czekamy do 8:05 i ani minuty dłużej. – rzekł i wszedł po schodkach do autobusu mijając się w drzwiach z wychodzącym Bartmanem.
   - Stary, co jest? – zagadnął podchodząc do Kubiaka, który delikatnie mówiąc minę miał nietęgą.
   - Nie mam pojęcia. – wzruszył bezradnie ramionami. – Znasz Dagę, jest odpowiedzialną dziewczyną i nie wywinęłaby nam takiego numeru. – na słowa Michała Zibi pokiwał głową na znak zgody.
   - A może Gabriel się gdzieś rozkraczył? – obok nich jak spod ziemi wyrosła sylwetka zaniepokojonego Ignaczaka. Wszyscy trzej jak jeden mąż pacnęli się w czoło.
   - Właśnie! No przecież, że tak! – wykrzyknął Zbyszek – Ostatnio wspominała, że coś w nim zaczyna szwankować! Cholera jasna!
   - A teraz stoi gdzieś na drodze i bidulka nie wie co począć. – Kubiak zabawnie złapał się za głowę i mało brakowało, a za chwilę zacząłby chlipać.
   - No to na co czekacie? – obok Bartmana, Igły i Michała pojawił się Bartek Kurek – Dzwońcie do niej.
Kubiak zaczął przetrząsać kieszenie swoich czerwonych reprezentacyjnych dresów, swoją drogą takich samych, w jakie byli ubrani dziś wszyscy członkowie drużyny. Kiedy już trzęsącymi się coraz bardziej rękoma Michałowi udało się wydobyć telefon z jednej z niewyobrażalnie głębokich kieszeni, wszyscy usłyszeli krzyk Jarosza, który stał na najwyższym schodku autokaru.
   - Patrzcie, to chyba ona!
Każdy z zawodników stojących przed pojazdem z szybkością światła obrócił się w stronę gdzie pokazywał atakujący. Ich oczom ukazał się czerwony, gdzieniegdzie zardzewiały, lecz cały czas w niezłym stanie wizualnym Garbus.
   - Gabrysiowi chyba należą się przeprosiny, panowie. – powiedział Nowakowski, na którego słowa wszyscy pokiwali głowami na znak absolutnej zgody, nieprzerwanie wlepiając swoje zszokowane oczy w obiekt na czterech kółkach.
Istotnie, samochód Dagmary spisywał się dziś fenomenalnie, a w momencie wjeżdżania na hotelowy parking osiągał zadziwiająco zawrotną prędkość.
Gdy zatrzymał się z piskiem opon, którego nie powstydziłby się każdy szanujący się rajdowiec, po chwili wysiadła z niego drobna osóbka, z burzą rudych loków na głowie. Ubrana była w stylowe dżinsowe spodenki do kolan poprzecierane na udach z postrzępionymi nogawkami oraz zwykły top na cienkich ramiączkach w marynarskie biało-niebieskie pasy. Dopełnieniem stroju były ulubione czerwone Conversy dziewczyny oraz rozpięta fikuśna kamizelka z takiego samego materiału jak spodnie, zarzucona na bluzkę. Szybko wyjęła z bagażnika fioletową wielgachną walizę oraz dwie mniejsze torby, które zarzuciła sobie na ramię i pośpiesznie zamykając samochód na cztery spusty rzuciła się w ich kierunku, ciągnąc za sobą monstrum na kółkach.
   - Dzięki Bogu, nie odjechaliście beze mnie. – wysapała i zatrzymała się przed nimi z niemałą zadyszką. Walczyła o każdy haust życiodajnego powietrza opierając dłonie o kolana.
   - Nie byłoby takiej opcji, bo wtedy Misiu by się nam zapłakał na śmierć. – zarechotał Bartman.
Zaraz jednak gorzko pożałował swoich słów i poczuł przeszywający ból w okolicy wątroby. Był on spowodowany niby to niechcącym zamachnięciem się Michała, a dokładnie jego łokcia. – Ałaaaa! – wrzasnął jak oparzony na co wszyscy zachichotali.
   - No dzieciaki, do wozu! – zakomenderował Ignaczak – Kierunek : Spała!

__________
chciałam napisać coś elokwentnego, ale chyba jedno słowo wystarczy... DZIĘKUJEMY!

3 komentarze:

  1. Przepraszam, że tak późno, ale lepiej późno niż wcale, prawda? ;) Każdy może mieć własną opinię, ale jak dla mnie gwiazdą tego opowiadania jest bezapelacyjnie Gabryś <3 Część świetna, tak samo jak poprzednie. Tak trzymaj ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kierunek: Spała? Mam wrażenie, że nasze opowiadania mają coś wspólnego ;) To pierwsza myśl, która przyszła mi do głowy, kiedy tu trafiłam. Wprawdzie na moim blogu do Spały jeszcze daleko, ale już mam gotowe rozdziały, których akcja dzieje się właśnie tam. Gdybyś miała ochotę, zapraszam na http://we-will-be-the-champions.blogspot.com/
    Jestem nowa w świecie opowiadań i cieszę się z każdej opinii, która pomaga mi w budowie mojego.
    P.S. Bardzo fajnie piszesz, lubię język, którym się posługujesz.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno zacznij znowu pisać ! Wszystko przeczytałam jednym tchem i chce więcej ! Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością ! Jestes zajebista w tym co robisz !

    OdpowiedzUsuń