06 grudnia 2014

XVIII. Stłukę na kwaśne jabłko i nawet rodzony Kubiak Cię nie pozna.


Z małą pomocą statystyka reprezentacji Polski oraz całkowicie fantastycznego człowieka Oskara Kaczmarczyka, bardziej znanego szerszej publiczności pod pseudonimem Jarząbek, wtaszczyłam swoje bagaże do małego jednoosobowego pokoju z łazienką, który przez następną część zgrupowania miał służyć mi za lokum, tudzież oazę spokoju.
   Jak to mówią, ciasne ale własne.
Z taką pozytywną myślą zabieram się do rozpakowania uprzednio spakowanych (czyt. upchniętych) ubrań. Kiedy otwieram wieko walizki dziękuję Bogu, a raczej przezornej i zawsze ubezpieczonej Zośce, która doradziła mi bym zabrała ze sobą małe i niezajmujące dużo miejsca w bagażu żelazko turystyczne. Tak jak się obawiałam, moje ciuchy nie zniosły dobrze szybkiego pakowania się oraz kilkugodzinnej podróży autobusem.
   Zamyślona pukam palcem w brodę. Jakby to nazwała Wilkowiczówna? „Wyciągnięte jak psu z gardła”? No, w każdym razie coś w ten deseń.
Cały Ośrodek Przygotowań Olimpijskich w Spale jest niebotycznie dużych rozmiarów. Znajdują się tu dwa stadiony, trzy hale, kilka kortów tenisowych, basen, parę boisk do uprawiania różnych dyscyplin, park linowy oraz trzy hotele, w zależności kogo akurat gości ośrodek.
Mimo, że obiekt jest ogromny, sprawia bardzo pozytywne pierwsze wrażenie i roztacza wokół siebie przyjemną, wręcz rodzinną atmosferę. Także tutejsi ludzie są mili i przyjaźnie nastawieni, przynajmniej tak opowiadał mi Piotrek Nowakowski obok którego miałam okazję siedzieć w autokarze w drodze do Spały. Nakreślił mi również standardowy plan dnia podczas zgrupowania. Cóż, o leżeniu plackiem raczej nie będzie mowy. No, ale przecież nie po to tu przyjechałam.
   Czuję przyjemny dreszcz ekscytacji oraz mrowienie z tyłu głowy.
Nie mogę się już doczekać, kiedy zaczną się treningi i cały etap przygotowań do Mistrzostw Europy. Mam świadomość tego, że nauczę się niewyobrażalnie dużo pod okiem najlepszych specjalistów, ale również spędzę czas z moimi dawno niewidzianymi znajomymi. Po prostu żyć nie umierać.
Kiedy wszystko co miałam w walizce zostaje schludnie ułożone na pułkach oraz popowieszane na wieszakach, stoję przed szafą i próbuję obiektywnie ocenić swoją pracę.
   - Nie jest najgorzej. – przekrzywiam głowę w prawo – Jest nawet całkiem nieźle.
Uśmiecham się pod nosem i zamykam drzwiczki potężnej szafy. Zośka byłaby ze mnie dumna.
Biorę się pod boki i rozglądam po pokoju. Ściany pomalowane na ciepły odcień turkusu, na podłodze jasne panele przykryte w jednym miejscu granatowym dywanikiem. Jednoosobowe łóżko zakryte błękitnym kocykiem w czarne grochy, w którego wezgłowiu stoi zwykła lampa, a po przeciwnej stronie mały stolik i dwa fotele.
Stwierdzam, iż wszystko bardzo dobrze ze sobą współgra, lecz tym co najbardziej mi się podoba są dwa duże okna dające ogromną ilość światła co sprawia, że pokój jest dosłownie skąpany w letnim słońcu. Podchodzę do nich i dokonuję zaskakującego odkrycia, jakim są drzwi balkonowe.
Uradowana otwieram je pośpiesznie i od razu czuję powiew suchego, ciepłego powietrza na swojej twarzy.
Wychodząc na taras podchodzę do barierki i opieram się o nią dłońmi wystawiając blade i lekko piegowate policzki ku słońcu, które świeci nieprzerwanie już od kilku dobrych dni. Miejmy nadzieję, że będzie tak cały czas podczas naszego pobytu w malowniczej Spale, a pogoda się nie popsuje.
Przymykam powieki i biorę głęboki wdech rozkoszując się aromatem świeżo skoszonej trawy oraz śpiewem ptaków w pobliskim lesie. Jeżeli nic nie zepsuje tego wyjazdu, mogą to być moje najlepsze tygodnie w życiu.
   - O masz, znowu Ty? – absolutną i przyjemną ciszę przerywa dźwięk otwieranych drzwi balkonowych oraz rozbawiony męski głos.
Słysząc to nie uchylam oczu i tylko wykrzywiając usta w uśmiechu wsłuchuję się w odgłos zbliżających się do mnie leniwie kroków. Po chwili wyczuwam obecność drugiej osoby obok mnie i decyduję się spojrzeć na osobnika, który śmie przerywać mi ten miły melancholijny moment.
   - O masz, znowu Ty? – powtarzam jego słowa jak echo i wywracam żartobliwie oczami – Co robisz na moim tarasie?
Na moje słowa ostentacyjnie powstrzymuje parsknięcie śmiechem.
   - Na Twoim tarasie, tak? – unosi jedną brew – Powinnaś raczej powiedzieć na naszym tarasie, cukiereczku.
   - O nie, tylko mi nie mów, że masz pokój obok mojego, a one połączone są ze sobą balkonem. – jęczę bezradnie i podpieram głowę dłońmi, a łokcie opieram na barierce. I miły nastrój szlag trafił.
   - Oj tak. – słyszę satysfakcję w jego głosie oraz nutkę rozbawienia moją reakcją – 24 godziny na dobę mam dostęp do Twojego pokoju. Ahh, życie jest jednak piękne. – wzdycha lubieżnie na co ja piorunuję go wzrokiem.
   - Ani mi się waż, Bartman. – wymierzam palec w jego kierunku, a irracjonalny uśmiech zdaje mu się jeszcze bardziej poszerzać. Ma świadomość, że zasiał ziarno niepewności, a ja ewidentnie widzę, że sprawia mu to radość.
On niezrażony moim groźnym tonem głosu chichocze.
   - Dobra dobra, żartowałem… - mówi i opiera się o barierkę w ten sam sposób jak ja robiłam to przed chwilą.
   - Uff, łaskawco. – ironizuję, lecz w duchu oddycham z ulgą. Zbigniew to zdecydowanie nieprzewidywalny człowiek i nigdy nie wiadomo co strzeli mu do tego nieprzeciętnie zdolnego łba.
   - …a może i nie. – mówi i zaraz uchyla się przed ciosem wymierzonym przeze mnie w jego ramię.
   - Jeżeli zobaczę Cię kręcącego się pod moimi oknami o porze całkowicie niestworzonej do przyjacielskich odwiedzin to przysięgam, jak Zośkę kocham, stłukę na kwaśne jabłko i nawet rodzony Kubiak Cię nie pozna.
   - Ach, czy Ty to czujesz? – niezrażony moimi groźbami obejmuje mnie ramieniem i ściska mocno – Jak za starych dobrych czasów, prawda?
Zapada chwila ciszy, którą przerywa głośny wybuch naszego śmiechu.
   - Fakt, nie da się ukryć. – wycieram łzy z kącików oczu – Ale przyznaj się, nawet teraz rączki Cię świerzbią, co? – ponownie zanoszę się śmiechem żartując.
   - Kochana, wiesz dobrze, że mnie zawsze świerzbią na Twój widok, ale powiem Ci w sekrecie, że nie jestem jedyny. – mruga do mnie porozumiewawczo lustrując ostentacyjnie moją sylwetkę, na co ja unoszę brwi ze zdziwienia.
   - Co Ty pleciesz, Zbysiu?
   - No bo widzisz, mój drogi przyjaciel…
   - Hej, co robicie? – wypowiedź Bartmana zostaje brutalnie przerwana w pół zdania. Oboje jak jeden mąż odwracamy się w kierunku skąd dobiega nas pytanie przyjmującego.
Podchodząc do nas sylwetkę ma raczej spiętą, lecz próbuje to ukryć i iść swobodnie, co szczerze mówiąc słabo mu wychodzi. Zwykle zarumieniona twarz teraz jest nienaturalnie blada i kolorytem przypomina odcień przysłowiowej ściany, mimo, iż na policzkach obecny jest standardowy kilkudniowy zarost.
   - A nic, tak sobie gadamy. – mówię i uśmiecham się w kierunku Michała, który przebrał się już ze swojego służbowego dresu, wkładając tym samy prywatne ubranie, tj. luźne szorty do kolan w kolorze czarnym oraz zwykły biały T-shirt z jakimś napisem po angielsku.
   - Ahh, gadacie sobie, tak? – patrzy wymownie na Zbyszka i wpycha ręce do obszernych kieszeni spodni – A można wiedzieć o czym?
   - O moich świerzbiących rączkach. – atakujący zabawnie wskazuje wyżej wymienioną część ciała, na co ponownie wybuchamy irracjonalnym śmiechem.
   - Rozumiem. – na usta Kubiaka wkrada się coś na kształt uśmiechu – Bardzo fajnie, ale na nas już chyba pora. – szturcha swojego przyjaciela łokciem w ramię – Zaraz mamy spotkanie organizacyjne z Anastasi’m.
   - No przecież. – w jednej sekundzie mina mu rzędnie - Wysłuchanie standardowego ględzenia starego oraz jego gadki motywacyjnej w stylu „jest dobrze, ale zawsze może być lepiej”. Ehh. – wzdycha Bartman i idealnie markuje głos Andrei. – Kolejne kochane zgrupowanie w Spale czas zacząć.
Słysząc jego nieprzeciętny talent aktorski zakrywam usta dłonią by ponownie nie roześmiać się na całe gardło.
   - Zbyniu, nie narzekaj i nie gadaj jak styrany życiem 80-latek, dobrze? – wywracam oczami i widzę uśmiech Michała oraz to jak kiwa głową.
   - To wszystko jest bez sensu. – atakujący tylko mamrocze pod nosem  i znika za drzwiami balkonowymi wcześniej machając mi na pożegnanie.
Błękitne oczy ponownie spotykają się z moimi tęczówkami, a ja mam okazję podziwiać już normalny i tak przeze mnie lubiany wyraz twarzy Kubiaka, tzn. wesoły i rozluźniony.
   - I jak Ci się tu podoba?
   - Jest cudownie, idealnie. – macham ręką w bliżej nieokreślonym kierunku wskazując widok z naszego tarasu i wzdycham rozanielona.
   - Poczekaj, aż zaczną się treningi, będziesz płakać i błagać by odesłali Cię stąd do domu. – śmieje się na co ja uderzam go lekko w ramię.
   - Nie sądzę, Kruszyno. – podkreślam ostanie słowo i widząc jego uroczy grymas na twarzy wyszczerzam zęby w szerokim uśmiechu satysfakcji. 1:0 dla mnie, Kubiaczku.
   - Okej, zadarłaś z niewłaściwą osobą, moja droga. – ściska pieszczotliwie mój koniuszek nosa.
Niby zwykły przyjacielski gest, lecz moje ciało reaguje na niego irracjonalnym i całkowicie niewytłumaczalnym czerwienieniem się policzków oraz kilkoma dodatkowymi uderzeniami mięśnia sercowego. Spuszczam wzrok zażenowana.
   - Lepiej idź, bo po raz kolejny nagrabisz sobie z mojego powodu. – mówię mając na myśli jego wtorkowe wagary.
   - E tam, warto było. – puszcza mi oczko na co ja uśmiecham się do niego – Jeżeli chcesz możesz do nas dołączyć. – wpatruje się we mnie z wyczekiwaniem.
Krzywię się i zakładam ręce na piersi.
   - No nie wiem. Nie jestem pewna czy mi wolno.
Na moje słowa marszczy brwi nie do końca rozumiejąc sens moich słów oraz tok rozumowania.
   - Misia, jesteś teraz częścią drużyny, masz prawo uczestniczyć we wszystkim co jej dotyczy. – uśmiecha się ciepło, a ja zauważam w jego oczach coś co mówi mi bym się zgodziła. Wyczuwam, że chyba mu na tym zależy dlatego też kiwam głową zadowolona i jednocześnie podekscytowana tym co za chwile będzie miało miejsce. W głowie rozbrzmiewają mi słowa „…jesteś teraz częścią drużyny…” i mało brakuje żebym zaczęła skakać z radości na ten fakt. Oprócz tego chichoczę tylko na swoje myśli.
   - Niech będzie, tylko się przebiorę.
   - No, na taką odpowiedź liczyłem. – puszcza mi oczko i oboje kierujemy swoje kroki do pokoi - Będziemy w hali, zaraz obok wejścia do naszego hotelu.
   - Okej, to na razie. – uśmiecham się do niego, a on odpłaca mi tym samym. Po chwili znikam za drzwiami zamykając je szczelnie mając w pamięci złowieszcze słowa Bartmana.
   Wzdycham i kręcę z rozbawieniem głową. Na lepszych sąsiadów nie mogłam trafić.

__________
jakoś dziwnie będzie bez śniegu w te święta, nie sądzicie?

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział :)
    Ciekawe co jeszcze się zdarzy w życiu bohaterki?

    Czekam na następny :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nooo nareszcie! Świetny rozdział (jak zawsze). Podoba mi się ta dziwna relacja Kubiaka i Misi, ale Bartman i tak bije wszystko na głowę ;) Cieszę się, że wróciłaś i życzę utrzymania formy ;)

    OdpowiedzUsuń